8.02.2014

Rzeź na Anfield

To co wydarzyło się w dzisiejsze południe na Anfield Road, fani Arsenalu nie wyśniliby sobie nawet w najgorszych koszmarach. Ich ulubieńcy zostali wręcz zmasakrowani, a to co wydarzyło się w przeciągu pierwszych 20 minut z pewnością znajdzie swoje miejsce na kartach historii Premier League.



Gospodarze rozpoczęli ten mecz z Flanaganem i Sterlingiem w składzie, oraz z siejącym zniszczenie duetem Suarez – Sturridge.

Arsene Wenger zdecydował się posłać do gry Mikela Artetę, oraz Jacka Wilshere’a, którego występ stał pod znakiem zapytania, a za siłę ofensywną mieli odpowiadać Cazorla, Ozil, Oxlade-Chamberlain i Oliver Giroud.

Mecz z przytupem rozpoczęli podopieczni Brednana Rodgersa, ponieważ już w pierwszej minucie spotkania udało im się objąć prowadzenie. Rzut wolny wykonywany przez Stevena Gerarda na bramkę zamienił Martin Skrtel. Eksplozja radości na Anfield odsłona pierwsza.

Zanim mecz zdążył się na dobre rozkręcić, mieliśmy już 2-0 dla The Reds. I znów bramka była autorstwa tego samego duetu co przy okazji premierowego trafienia. Tym razem Gerard wrzucał piłkę z rzutu rożnego, a Skrtel głową skierował ją do bramki Szczęsnego.

Arsenal wyraźnie zamroczony po szybkim knockdownie jaki zaserwowali mu chłopcy Rodgersa, szybko stracił trzecią bramkę. Na listę strzelców w 16 minucie wpisał się Sterling, a decydujące podanie było autorstwa Luisa Suareza. 

Rzeź trwała w najlepsze, gdyż w 20 minucie wynik znów uległ zmianie i dalej ochotę na strzelanie mieli tylko gospodarze. Błąd Ozila w środku pola wykorzystał Coutinho, który prostopadłym podaniem uruchomił Daniela Sturridga, a ten pewnie pokonał Wojciecha Szczęsnego.

Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 4-0 dla Liverpoolu. Fani Arsenalu śmiało mogą dziękować opatrzności, że piłkarze Liverpoolu wbili ich drużynie tylko 4 bramki, ponieważ wynik śmiało mógł oscylować w granicy sześciu, siedmiu do zera.

Druga połowa zaczęła się podobnie jak pierwsza, czyli od bramki The Reds, którzy urządzili sobie dzisiaj istny festiwal strzelecki. Piątą bramkę tego meczu zdobył Raheem Strerling i jak się później okazało była to ostatnia bramka jaką zdobyli gospodarze w dniu dzisiejszym. 
Arsenalowi udało się natomiast zdobyć jeszcze bramkę honorową. Rzut karny po faulu na Chamberlainie, wykorzystał Arteta i tym trafieniem delikatnie poprawił wrażenie jakie pozostawili po sobie gracze The Gunners.

Liverpool tym występem jak i poprzednim meczem przeciwko Evertonowi, pokazał, że wcale nie trzeba mieć większego posiadania piłki od rywali, żeby odnosić wspaniałe zwycięstwa. Podopieczni Rodgersa do perfekcji opanowali szybkie dostarczanie piłki z obrony do ataku i stworzyli z tego elementu gry prawdziwą zabójczą broń, która sieje zniszczenie w szykach obronnych rywali.
W statystykach strzałów gracze Liverpoolu byli dwukrotnie lepsi od swoich przeciwników, oddając 22 strzały ogólnie i 12 strzałów w światło bramki.

The Reds stworzyli sobie 11 sytuacji w ataku pozycyjnym i aż 8 po stałych fragmentach gry. Dodatkowo przeprowadzili 3 udane kontrataki z których jeden zakończył się zdobyciem bramki.

W przypadku Arsenalu możemy mówić o 6 okazjach z otwartej gry i 4 po stałych fragmentach.

Gospodarze nastawieni byli na szukanie okazji do strzału z jak najbliższej odległości do bramki Szczęsnego. Efektem tego jest prawie 70% strzałów oddanych z obrębu pola karnego.

Problemy ze stworzeniem sobie klarownych sytuacji przejawiały się za to w grze Arsenalu. Podopieczni Arsena Wengera nie mogąc podejść z piłką w okolice bramki Mignoleta, częściej próbowali strzałów z dystansu. Niemal 2/3 wszystkich strzałów jakie oddali, była z poza pola karnego.

Co zaskakujące, gra częściej toczyła się w strefie obronnej Liverpoolu, niż w okolicy pola karnego Arsenalu. Patrząc na wynik przez pryzmat tych statystyk, śmiało można powiedzieć, że gracze The Reds zagrali niesamowicie efektywnie i za każdym razem, kiedy mieli piłkę, szybko starali się stworzyć zagrożenie pod bramką gości z Londynu. 

Co zatem przyczyniło się wydatnie do aż tak wielkiej masakry Arsenalu na Anfield Road? 
Z pewnością zbyt nonszalancka taktyka Arsena Wengera, który rzucił wszystkie siły do ataku, zostawiając przez większość czasu Koscielnego i Mertesackera na pożarcie trójce napastników Liverpoolu. 
Na planszy poniżej wyraźnie widać jak doskonale ustawieni byli podopieczni Rodgersa, a jakie dziury powstały w środku pola i defensywie The Gunners.

 
Liverpool zagrał ten mecz wręcz perfekcyjnie i wielu zawodników zasłużyło tutaj na wyróżnienie, ale najbardziej na brawa za postawę w ofensywie zasłużyli Raheem Sterling, oraz Martin Skrtel, którzy strzelili po dwie bramki, oraz Luis Suarez, który zaliczył asystę, trafił w słupek, oraz wykonał 4 kluczowe podania do kolegów.


W zespole Arsenalu zawiedli niemal wszyscy i żaden z piłkarzy nie zasłużył na pochwały po tym haniebnym występie.


Statystyki: Whoscored.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz