27.01.2014

Monaco nie odpuszcza

Bez Radamela Falcao przyszło się zmierzyć zespołowi AS Monaco z Olympique Marsylia w hicie 22 kolejki spotkań Francuskiej Ligue 1.
Mimo braku swojej gwizdy, drużyna z księstwa nie zawiodła i przed własną publicznością wygrała 2-0.

Claudio Ranieri w związku z brakiem Kolumbijczyka, postanowił od początku dać szansę duetowi Germain i Rivier w ataku. O punkty dla Marsylczyków miało się starać trio Gignac, Valbuena i Thauvin.

Pierwsza bramka tego spotkania padła w 40 minucie. Valere Germain błysnął indywidualnymi umiejętnościami i manewrując między obrońcami Marsylii, znalazł drogę do siatki Mandandy.
Do przerwy wynik nie uległ zmianie.
W drugiej połowie również padła jedna bramka. Tym razem autorem trafienia był Riviere, który z bliskiej odległości wykończył podanie od Kondogbii i nie dał żadnych szans bramkarzowi gości.
Taki wynik utrzymał się już do końca.
Dzięki zwycięstwu Monaco zbliżyło się do ekipy PSG i w tej chwili tracą do lidera z Paryża zaledwie 3 punkty.

Monaco od początku do końca kontrolowało wydarzenia boiskowe, czego potwierdzeniem są statystyki po meczowe. Przewaga zarówno w posiadaniu piłki jak i liczbie strzałów wskazuje kto był stroną aktywniejszą wczorajszego wieczoru.

Gra częściej toczyła się w strefie obronnej Marsylii, niżeli w obrębie pola karnego Monaco. Gospodarze skutecznie utrzymywali gości zdala od swojej bramki i nie pozwalali Marsylczykom na oddanie zbyt wielu groźnych strzałów na bramkę Subasicia.

Obydwa zespoły starały się częściej uderzać z obrębu pola 16 metrów, tworząc tym samym groźniejsze okazje swoim kolegom w ataku.

Zarówno gospodarze jak i goście mimo ustawienia 4-3-1-2 opierającego się w głównej mierze na grze środkiem, częściej decydowali się na przeprowadzanie ataków bocznymi flankami boiska. Szczególnie kontrast między grą środkiem, a akcjami na skrzydłach jest widoczny u gości, którzy tylko 21% swoich ataków przeprowadzili środkiem pola.

W ekipie gospodarzy na wyróżnienie zasługują bramkarz - Daniel Subasic, który pewnie bronił wszystkie strzały ekipy z Marsylii.

Dobrze spisał się także strzelec bramki na 1-0 Valere Germain, który był najgroźniejszym zawodnikiem w ataku ASM. 2 celne strzały w tym bramka, oraz 1 kluczowe podanie i 1 wygrany drybling potwierdzają dobrą dyspozycją Germaina we wczorajszym meczu.

W zespole gości na dobrą ocenę zapracował sobie Benjamin Mendy, który dobrze prezentował się w obronie OM, oraz próbował wspomagać swoich kolegów w ataku.

Ten wynik powoduje, że walka o mistrzostwo Francji nabiera rumieńców i bezpośrednie spotkanie między PSG i Monaco może okazać się kluczowe w tej kwestii.


Statystyki: Whoscored.com

25.01.2014

Bayern kontynuuje zwycięską passę

Bundesliga powróciła po 5 tygodniowej przerwie i na dzień dobry dostaliśmy mecz dwóch drużyn z czołówki tabeli. Borussia M'Gladbach, czyli czwarta drużyna bieżących rozgrywek, podejmowała lidera i głównego faworyta do tytułu mistrzowskiego, ekipę Bayernu Monachium.

Goście przyjechali na ten mecz bez kilku istotnych postaci, dlatego trener Guardiola musiał lekko pokombinować w wyjściowej jedenastce i tak od początku meczu w ataku hasał nam Mario Goetze, a środek pola tworzyli Kroos, Alcantara i Lahm, który już na stałe zadomowił się jako defensywny pomocnik.

Lucian Favre zdecydował się na ustawienie 4-4-2 z dwójką najskuteczniejszych piłkarzy w zespole źrebaków Raffaelem i Maxem Kruse w ataku.


Mecz zaczął się tak jak można by się tego spodziewać. Goście mocno przycisnęli i od samego początku szukali okazji do zdobycia bramki. Bliski powodzenia w 6 minucie był Goetze, ale piłka po jego uderzeniu, otarła się tylko o słupek.
Chwilę później Goetze zrobił jednak wszystko jak trzeba i wykorzystując podanie Mullera, otworzył wynik spotkania.
Cała pierwsza połowa to dominacja Bayernu. Gospodarzom tylko raz udało się zaskoczyć obronę Bawarczyków, ale strzał Kruse na słupek sparował Neuer.
Do przerwy 0-1.

Baern w drugiej odsłonie nie zamierzał zwalniać tempa. Gospodarzy raz po raz ratował świetnie spisujący się w bramce ter Stegen, ale kiedy sędzia podyktował rzut karny dla gości, młody bramkarz musiał skapitulować. Bramkę z jedenastu metrów zdobuł Thomas Muller.
Gospodarze mieli jeszcze okazje na zdobycie bramki kontaktowej, ale piłka po strzale Hermana, uderzyła w słupek.
Więcej emocji nie było i Bayern pewnie zwyciężył ekipę Gladbach 2-0

Patrząc na statystyki tego spotkania na myśl ciśnie się tylko jedno słowo - Totalna dominacja. Bawarczycy przez 90 minut kontrolowali wydarzenia boiskowe i ani przez chwilę ich zwycięstwo nie było zagrożone. 24 strzały na bramkę, 64% posiadania piłki i skuteczność podań na poziomie 88% są naprawdę bardzo wymowne.
Podopieczni Guardioli spokojnie szturmowali bramkę Źrebaków głównie w ataku pozycyjnym. Styl gry Bawarczyków jest idealny do tego typu gry, a i sami piłkarze co raz lepiej rozumieją założenia Guardioli, co przekłada się na wyniki.18 z 24 okazji to właśnie wynik otwartej gry.
Ekipa Gladbach swoje okazje stworzyła po otwartej grze - 5 i po stałych fragmentach - 4. Niestety dla gospodarzy ilość i skuteczność ataków były zbyt mizerne na dobrze dysponowany Bayern.

Nic też dziwnego, że gra toczyła się głównie na połowie gospodarzy. Zawodnicy Luciana Favre z rzadka tylko przedostawali się w pole bramkowe Neuera.

Gospodarze opierali swoje ataki na flankach, ale ani Juan Arango, ani Patrick Herman nie zdobyli przewagi w bocznych sektorach boiska, co przyczyniło się do niewielu okazji stworzonych sobie przez Borussie.
Goście atakowali za to z wykorzystaniem całej szerokości boiska. Dobrze spisywali się Rafinha i Alaba, którzy mocno naciskali bocznymi sektorami. W ataku postrach siał Mario Goetze wspomagany przez Thomasa Muellera.

Graczem spotkania został oczywiście wybrany były piłkarz Borussi Dortmund, czyli nikt inny jak Mario Goetze.7 strzałów, 2 kluczowe podania, aż 9! wygranych dryblingów, no i oczywiście zdobyta bramka złożyły się na najwyższą ocenę tego widowiska.



W obronie dobrze wypadł były gracz Źrebaków Dante. Brazylijczyk skutecznie wymiatał wszystkie szanse jakie próbowali sobie stworzyć jego byli koledzy.

W zespole Gladbach najlepszy zdecydowanie był Marc Andre ter Stegen, który uratował swój zespół przed wyższą porażką. Koledzy naprawdę powinni mu podziękować za kawał dobrej roboty.

Nieźle wypadł też Stranzl, który skutecznie wybijał większość piłek lecących w pole karne. 14 skutecznych wybić i 2 przechwyty do dobry wynik jak na obrońcę przegranej drużyny.





Statystyki: Whoscored.com

23.01.2014

Milan nadal nijaki



Wczoraj na San Siro rozegrano drugi ćwierćfinałowy pojedynek w ramach Copa Italia. Milan z Seedorfem na ławce trenerskiej podejmował Udinese Calcio. Dla Milanu Puchar Włoch jest najprawdopodobniej jedyną możliwą drogą na wywalczenie sobie gry w europejskich pucharach w przyszłym sezonie.

Clarence Seedorf oprócz kontuzji w zespole, musiał zmierzyć się z nagłą epidemią grypy, która uniemożliwiła występ Cristante, Poliego i Zaccardo. Miejsce obok De Jonga w środku pola zajął Antonio Nocerino, który najprawdopodobniej jeszcze w tym okienku transferowym opuści Mediolan. W ekipie Udinese w oczy rzucał się brak Antonio Di Natale w pierwszym składzie. W ataku o bramki miał starać się Muriel.

W imponujący sposób mecz zaczęli gospodarze, którzy już w 6 minucie meczu objęli prowadzenie po skutecznym kontrataku. Piłkę z prawej strony precyzyjnie dograł Birsa, a Balotelli wyręczył nieco nieporadnego w tej sytuacji Robinho i mieliśmy 1-0.

Podopieczni Seedorfa próbowali dłużej rozgrywać piłkę i szukać rozwiązań kombinacyjnych, jednak w ich grze było sporo niedokładności. Goście, którzy również nie prezentowali się wybitnie dobrze w tym spotkaniu, starali się uderzać na bramkę Abbiatiego kiedy tylko nadarzała się ku temu okazja.

W 41 minucie fatalny błąd popełnił Emanuelson, który w polu karnym faulował gracza Udinese. Jedenastkę na gola zamienił Muriel.
Do przerwy utrzymał się wynik 1-1.

W drugiej połowie co raz groźniejsi stawali się podopieczni Guidolina, którzy częściej uderzali na bramkę i z każdą minutą nabierali przekonania, że są jednak w stanie wygrać ten mecz.
Milan odpowiedział na to jedynie mocnym uderzeniem Balotelliego z rzutu wolnego. Rossoneri mieli wyraźne problemy fizyczne i głównie to i indywidualne błędy w obronie doprowadziły do utraty drugiej bramki. Trafienie, jak się później okazało decydujące, było autorstwa Nico Lopeza.

Gracze Milanu nie byli w stanie nawet powalczyć o doprowadzenie do dogrywki i to Udinese udało się awansować do półfinału.

Milan mimo większego posiadania piłki, był drużyną wyraźnie słabszą od przyjezdnych z Udine. Goście częściej atakowali i przede wszystkim częściej szukali strzałów na bramkę Abbiatiego, co w końcowym rozrachunku okazało się decydujące.

Podopieczni Guidolina próbowali w niemal każdy sposób zagrozić bramce Milanu. Decydowali się zarówno na atak pozycyjny, jak i grę z kontry. Milan ograniczył się do ataku pozycyjnego, co nie dało wymiernych rezultatów graczom Seedorfa. Przede wszystkim niedokładność i problemy fizyczne uniemożliwiły Rossonerim zaskoczenie defensywy Udinese.

Gospodarze wymienili praktycznie dwa razy więcej podań od przyjezdnych, ale głównie były to podania do tyły, bądź w boczne sektory boiska, nie przynoszące żadnych korzyści ekipie Milanu.

Aż 88% strzałów Milanu zostało oddanych zza pola karnego. Rossoneri mieli wyraźne problemy ze stworzeniem sobie dogodnej okazji bramkowej.

Zgodny z przebiegiem wydarzeń boiskowych jest także kolejny element w statystykach, czyli sektory w których najczęściej prowadzona była gra. 44% czasu, gra toczyła się w środkowej strefie. Co ciekawe to goście częściej przebywali w strefie obronnej Milanu, co tylko pokazuje jak kiepskie zawody rozegrali piłkarze dowodzeni przez Clarence'a Seedorfa.

Rossoneri głównie próbowali atakować lewą stroną z Emanuelsonem i Robinho, jednak ataki te kończyły się na niedokładnych zagraniach i prostych błędach piłkarzy Milanu. Udinese szans szukało prawym skrzydłem na którym nieźle spisał się Widmer, wspomagany często przez Fernandesa i Muriela.

Najlepszym piłkarzem w Milanie został uznany Mario Balotelli. Kontrowersyjny napastnik strzelił bramkę otwierającą wynik spotkania, ponadto oddał 4 celne strzały, zanotował 1 kluczowe podanie, wygrał 2 dryblingi i aż 8 krotnie był faulowany przez graczy Udine.

Niezłe zawody rozegrał również Adil Rami. 3 wślizgi, 4 przechwyty i 10 skutecznych wybić to najlepszy dorobek ze wszystkich defensywnych graczy Milanu.

W ekipie prowadzonej przez Francesco Guidolina wyróżnili się Allan i Gabriel Silva. Szczególnie na pochwały zasłużył ten drugi, który przechwycił, aż 6 podań piłkarzy Milanu.

Ta porażka przekreśla szanse Milanu na awans do Ligi Europejskiej poprzez Coppa Italia. Rossoneri muszą teraz liczyć na odrodzenie w drugiej części sezonu i tutaj upatrywać szans na miejsce dające grę w Europa League.


Statystyki: Whoscored. com

22.01.2014

Udany rewanż Romy

Wczoraj na Stadio Olimpico w Rzymie rozegrano pierwszy z ćwierćfinałów Coppa Italia. Do Rzymu przyjechał lider rozgrywek Serie A Juventus Turyn. Gospodarze tego spotkania byli niezwykle zmotywowani przed tym spotkaniem. Po pierwsze, podopiecznie Rudiego Garcii pałali żądzą rewanżu za wysoką porażkę 3-0 w meczu ligowym rozegranym w Turynie, a po drugie Coppa Italia jest prawdopodobnie jedyną szansą Rzymian na jakiekolwiek trofeum w tym sezonie.

To jak ważne było to spotkanie dla Romy widać po składzie jaki do gry desygnował Garcia. Z przodu Florenzi, Totti i Gervinho, a w pomocy Nainggolan, który przybył do Romy podczas tego okienka transferowego z Cagliari.

Antonio Conte dokonał aż 6 zmian w porównaniu z ostatnim ligowym meczem przeciwko Sampdorii. Na ławce usiedli Llorente, Tevez, Buffon, Pogba, Lichsteiner i Asamoah. Swoje szanse otrzymali Giovinco i Quagliarella.


W początkowych minutach tego spotkania mogliśmy obserwować nieznaczną przewagę gospodarzy, którzy szukali sposobu na sforsowanie obrony Starej Damy. W 14 minucie mecz mógł się już zakończyć dla Mehdiego Benatii, który faulował przed polem karnym Sebastiana Giovinco. Gracze Juventusus domagali się czerwonej kartki dla Marokańczyka, ponieważ był on ostatnim zawodnikiem oddzielającym Giovinco od broniącego w bramce Rzymian De Sanctisa. Sędzia był jednak pobłażliwy i obrońca Romy otrzymał jedynie żółty kartonik.
Pierwsza połowa nie przyniosła większej ilości ciekawych sytuacji. Roma starała się oddawać strzały na bramkę Storariego, ale uderzenia podopiecznych Rudiego Garcii były niecelne.
Do przerwy utrzymał się wynik bezbramkowy.

Chwile po przerwie to gościom udało się znaleźć drogę do bramki De Sanctisa, jednak bramka zdobyta przez Peluso nie została uznana. Arbiter dopatrzył się w tej sytuacji spalonego.
W dalszej części gry nadal optyczną przewagę mieli Rzymianie, ale zarówno jedni jak i drudzy mieli wyraźne problemy ze sforsowaniem obrony przeciwnika.
Kluczowa dla losów tego spotkania było wejście na boisko Miralema Pjanicia. Bośniak, który zmienił na boisku Florenziego od razu podkręcił tempo gry Romy. W 79 minucie to właśnie Bośniak przechwycił piłkę w środkowej strefie boiska po czym ruszył z nią do przodu i podał do Kevina Strootmana, a ten praktycznie z końcowej linni dograł dogładnie na nogę Gervinho i mieliśmy 1-0.

Podopieczni Antonio Conte ruszyli do odrabiania strat, ale nie byli w stanie niczym zaskoczyć obrońców AS Roma.

Mecz zakończył się wynikiem 1-0 i to Rzymianie awansowali do półfinałów Coppa Italia.

Po statystykach widać wyraźnie, że stroną przeważającą byli gospodarze. Oddali oni ponad dwukrotnie większą ilość strzałów na bramkę od zespołu Starej Damy. Nieznacznie też przeważali w posiadaniu piłki. Co ciekawe obydwa zespoły oddały łącznie 20 strzałów z czego tylko 2 oddane przez Romę były w światło bramki. To pokazuje jak szczelnie w defensywnie zagrali zarówno jedni i drudzy.


Roma dobrze radziła sobie w ataku pozycyjnym tworząc, aż 12 z 14 okazji w tym właśnie elemencie gry. Juventus z otwartej gry stworzył sobie tylko 5 okazji, a jedną dołożył  ze stałego fragmentu gry.

Oby dwie ekipy swoje strzały oddawały głównie z dystansu. Odpowiednio 71% Roma i 67% Juventus. Nie mogąc stworzyć sobie klarownych okazji w obrębie pola karnego, próby strzałów z dystansu były jedynym wyjściem dla obydwu zespołów.

Gra toczyła się w większości w środkowej strefie boiska. Częściej natomiast gospodarze gościli w sektorze obronnym Starej Damy. 36% czasu gry toczyło się właśnie w okolicach pola karnego Juventusu.

Wilki najczęściej decydowały się na forsowanie obrony Juventusu z prawej strony, gdzie grał bardzo ofensywnie usposobiony Maicon. Dodatkowo bliżej prawej flanki operowali wszyscy trzej napastnicy Romy w tym meczu. Najbardziej wysunięty Gervinho, oraz nieco cofnięci Totti i Florenzi.

W ekipie Juventusu akcenty zostały rozłożone niemalże po równo. Piłkarze Starej Damy próbowali atakować po całej szerokości boiska. Niestety nie przyniosło to praktycznie żadnych efektów. Wyraźnie można zauważyć, że osamotniony w ataku był Sebastian Giovinco, który nie miał szans w pojedynkę wygrać z rosłymi Benatią i Castanem. Quagliarella, który miał go wspierać cofał się niemal do środkowej linii boiska, co przełożyło się na małą ilość okazji dla Juve.

Najlepszym zawodnikiem meczu został wybrany strzelec jedynej bramki Gervinho. Oprócz zdobytej bramki Ivoryjczyk oddał 2 celne strzały na bramkę Storariego, wygrał 3 dryblingi, oraz wykonał 1 kluczowe podanie.


Nieźle zaprezentował się również Kevin Strootman, który zaliczył asystę, wykonał 2 kluczowe podania, oraz obok Daniele De Rossiego i Torosidisa, mógł się pochwalić najwyższą skutecznością podań.


W ekipie z Turynu najlepiej zaprezentował się Arturo Vidal. Chilijczyk skupił się głównie na grze w destrukcji. Wykonał 5 wślizgów, przechwycił 3 podania, oraz 1 raz skutecznie wybijał piłkę.



Drużyna Romy zrewanżowała się zatem za porażkę w meczu ligowym i jak na razie bilans meczów między tymi dwoma najlepszymi drużynami tego sezonu jest równy. Raz wygrał Juventus i raz wygrała Roma. Kibiców czeka jeszcze jedna odsłona tego pojedynku, kiedy to znów na Stadio Olimpico zostanie rozegrany mecz rundy rewanżowej rozgrywek Serie A.

Statystyki: Whoscored.com

20.01.2014

1....2.....3....i Eto'o




Na Stamford Bridge doszło dziś do absolutnego hitu 22 kolejki Angielskiej Premier League. Gospodarze, ekipa Chelsea Londyn podejmowała obecnego mistrza Anglii, zespół Manchesteru United. W obecnych rozgrywkach zdecydowanie lepiej spisuje się drużyna prowadzone przez Jose Mourinho. The Blues po 21 kolejkach, zajmują 3 pozycję w tabeli. Ewentualne zwycięstwo zbliżyło by Chelsea na 2 punkty do liderującego Arsenalu.


W tak dobrych humorach jak kibice Chelsea, na pewno nie mogą być fani United. Czerwone Diabły zajmują dopiero 7 lokatę w tabeli i naprawdę ciężko spodziewać się, że ekipa z czerwonej części Manchesteru włączy się jeszcze do walki o tytuł. Podopieczni Moyesa nie są w stanie ustabilizować swojej formy, co na chwilę obecną jest głównym problemem w grze United.

Jose Mourinho zaskoczył wyborem środkowego napastnika na to spotkanie. Skutecznego ostatnio Torresa, zastąpił Samuel Eto'o. Po raz kolejny od pierwszej minuty mecz rozpoczął także Willian.

David Moyes z trapionej urazami kardy, desygnował do gry Welbecka, młodego Januzaja, oraz Ashleya Younga, którzy mieli przynajmniej w pewnym stopniu zastąpić kontuzjowanych Rooneya i Van Persiego.


Decyzja Mourinho o postawieniu na Samuela Eto'o po raz pierwszy znalazła potwierdzenie już w 17 minucie spotkania. Kameruńczyk popisał się ładnym dryblingiem zakończonym strzałem. Piłka odbita jeszcze od nogi Carricka wpadła do siatki Czerwonych Diabłów.
Koncert Eto'o trwał nadal. Po rozegraniu rzutu rożnego, dobrym podaniem z prawej strony, Kameruńczyka obsłużył Gary Cahill, a piłkarz z numerem 29 na koszulce wbił drugi gwóźdź do trumny Manchesteru United.
Taki wynik utrzymał się do przerwy.

Druga połowa zaczęła się od piorunującego uderzenia Chelsea, zamykającego de facto sprawę zwycięstwa w tym meczu. Po rzucie rożnym bitym przez Williana, piłkę uderzył Cahill, a jego strzał został dobity przez Eto'o i na tablicy wyników było już 3-0 dla Chelsea.

Manchester United stać było jedynie na honorowe trafienie w  tym meczu. W 78 minucie Javier Hernandez zdobył ostatnią bramkę tego spotkania i ustalił wynik na 3-1 dla gospodarzy.

Na nic w tym meczu zdała się podopiecznym Davida Moyesa przewaga w posiadaniu piłki. To gospodarze mimo tylko 44% czasu gry przy piłce i przy zdecydowanie mniejszej celności podań, okazali się drużyną skuteczniejszą. Na 13 oddanych strzałów w ekipie The Blues 6 było w światło bramki strzeżonej przed Davida De Geę, a połowa z nich po uderzeniach Samuela Eto’o znalazła drogę do siatki.



Główną bronią Chelsea w tym meczu były stałe fragmenty gry. Na 4 sytuacje ze stojącej piłki, podopiecznym Mourinho udało się wykorzystać 2 co dało bardzo dobrą, 50% skuteczność. To zdecydowało o zwycięstwie gospodarzy w tym pojedynku gigantów Premier League. Mimo iż obydwa kluby starały się grać otwarty football, oparty na ataku pozycyjnym to właśnie skutecznie wykonane stałe fragmenty przesądziły o losach tego spotkania.



Mourinho zalecił swoim piłkarzom uderzać z każdej dogodnej pozycji, nie zważając na odległość od bramki Czerwonych Diabłów. Efektem tego była niemal połowa strzałów oddanych zza szesnastki. Goście z Manchesteru z kolei starali się doprowadzić piłkę w jak najbliższy obręb bramki strzeżonej przez Petra Cecha. Statystyki wyraźnie pokazują, że równo 80% strzałów zostało oddanych już w polu karnym Londyńczyków.


Gra toczyła się głównie w środkowym sektorze boiska, oraz w strefie obronnej The Blues. Mimo 32% czasu gry na połowie przeciwnika, zespołowi prowadzonemu przez Davida Moysa nie udało się wyrwać żadnych  punktów z paszczy Chelsea.



Mourinho nakazał swoim graczom atakować głównie bocznymi sektorami boiska. Lewą flanką atakował Hazard, a z prawej strony, często do środka ścinał Brazylijczyk Willian.
Czerwone Diabły również próbowały szukać swoich szans w bocznych rewirach boiska. 46% ataków zostało przeprowadzonych prawą stroną, gdzie stacjonował Antonio Valencia. Ekwadorczyk trafi jednak na Cesara Azpilicuetę, niczym kosa na kamień. Dobra gra obronna Hiszpana, spowodowała, że ataki United prawym skrzydłem nie przynosiły wymiernych korzyści. Co ciekawe najbardziej wysuniętym piłkarzem w ekipie Manchesteru okazał się młody Adnan Januzaj, który awizowany był na pozycji klasycznej 10 tuż za plecami Welbecka. Interesujące jest również w jakich sektorach najczęściej pojawiał się Rafael. Brazylijczyk z prawej obrony zawędrował, aż do środka pola, zostawiając lukę z prawej strony, którą łatać musiał Vidic.
 


Bez dwóch zdań miano Man Of The Match powędrowało do Samuela Eto’o. Kameruńczyk miał prawdziwy dzień konia zdobywając 3 bramki decydujące o zwycięstwie swojej ekipy, oraz zapisał na swoim koncie także 1 podanie otwierające i 1 wygrany drybling. Mourinho natomiast tą decyzją potwierdził tylko, że ma niebywałego nosa co do piłkarzy.


Na pochwałę zapracował również Willian, który dwoił się i troił w ataku gospodarzy. Po jednym celnym strzale i kluczowym podaniu, oraz 3 wygrane dryblingi to niepodważalne atuty działające na korzyść Brazylijskiego skrzydłowego.
 



Najwyższą ocenę w drużynie Manchesteru United dostał Michael Carrick. Jego dobra gra głównie w destrukcji nie uszła uwadze, czujnych oczu specjalistów z Whoscored.com. 3 wślizgi, aż 8 przechwyconych podań, oraz po jednym skutecznym wybiciu i zablokowanym strzale, pozwoliły Anglikowi zebrać notę w okolicach pełnej 8.

Po tym spotkaniu trudno się nie zgodzić ze słowami Jose Mourinho, który powiedział, że Manchester United wypadł na dobre z walki o mistrzostwo Anglii. W przypadku Chelsea gra toczy się dalej i druga połowa sezonu z pewnością dostarczy kibicom wielu emocji.


Statystyki: Whoscored.com

18.01.2014

Fulham bez szans



W sobotnie popołudnie rozegrano mecz 22 kolejki Premier League. Na Emirates stadium lider rozgrywek Arsenal podejmował walczącą o utrzymanie ekipe Fulham. Ostatnie 2 mecze między tymi zespołami na The Emirates kończyły się podziałem punktów. To było jedyne światełko w tunelu przed tym spotkaniem dla graczy Fulham, którzy w tym sezonie spisują się bardzo słabo. Do tej pory udało im się wygrać zaledwie 3 mecze w delegacjach, a ogółem wszystkich zaledwie 6. Arsenal za to spisuje się znakomicie w Premier League i to drużyna Arsena Wengera była absolutnym faworytem tego spotkania.

Menedżer Kanonierów zdecydował się na tą samą jedenastkę, którą desygnował w meczu przeciwko Aston Villi. Zmiany natomiast nastąpiły w ekipie Martina Jola. Przede wszystkim wymieniona została para stoperów. Duet Senderos – Amorbieta został zastąpiony przez Hangelanda i Burna.



Pierwszy kwadrans to wyraźna dominacja Arsenalu. W 4 minucie w niezłej sytuacji znalazł się Ozil, ale nie wykorzystał swojej szansy na otwarcie wyniku spotkania. Później gra się nieco wyrównała i dopiero w 38 minucie Arsenalowi udało się stworzyć kolejną groźną sytuację, jednak strzał Sagny obronił Stekelenburg.
Do przerwy nie padły żadne bramki.

Od początku drugiej połowy Kanonierzy nieco mocniej przycisnęli, czego efektem były dwie bramki zdobyte w przeciągu kilku minut. W 57 minucie Cazorla uderzył z okolicy jedenastego metra i piłka zatrzepotała w siatce. 5 minut później było już 2-0. Znów w roli głównej wystąpił Cazorla, który dobił piłkę odbitą przez obrońców i nie pozostawił złudzeń Stekelenburgowi.
Goście mieli jeszcze okazję na zdobycie honorowej bramki w doliczonym czasie gry, jednak Bent nie był w stanie wpakować piłki do siatki.

Statystyki nie zostawiają wątpliwości która z ekip była lepsza w tym spotkaniu. Arsenal oprócz dwóch bramek, zdominował posiadanie piłki, oddał większą liczbę strzałów, podawał celniej i wygrywał zdecydowanie więcej pojedynków powietrznych. Przy takich statystykach nie było mowy, żeby Fulham ugrał cokolwiek w tym spotkaniu.

Kunszt Arsenalu można zauważyć po ilości stworzonych okazji. Ze wszystkich 22 strzałów, aż 19 zostało oddanych w trakcie ataków pozycyjnych. Goście z otwartej gry stworzyli sobie tylko 5 sytuacji.

Kanonierom nie robiło różnicy czy uderzali z dystansu, czy z obrębu pola karnego. Strefy strzałów rozkładają się niemal po równo. 55% strzałów z obrębu pola karnego i 45% uderzeń z dystansu. Podopieczni Martina Jola, nie mogąc podejść wystarczająco blisko pod bramkę Szczęsnego, decydowali się na większą ilość strzałów z daleka, czego efektem jest 63% strzałów zza pola karnego.

Kolejna statystyka jeszcze bardziej potwierdza dominację Arsenalu. Tylko 18% czasu gry toczyło się w strefie obronnej Kanonierów za to, aż 35% czasu gry piłkarze Arsenalu naciskali na strefę obronną Fulham.

Gospodarze atakowali wszystkimi sektorami boiska, starając się jak najbardziej rozciągnąć obronę Fulham. Co godne odnotowania, aż 5 piłkarzy Arsenalu skupiało się głównie na atakowaniu. Ustawieni blisko siebie Cazorla, Wilshere, Ozil, Gnabry i Giroud mogli dzięki temu próbować kombinacyjnego rozegrania na jeden kontakt. Ze stref bocznych dośrodkowania natomiast posyłali podłączający się do ataku Monreal i Sagna.

Ekipa Fulham próbowała atakować głównie prawym skrzydłem, lecz akcję Dejagaha i Riethera nie stanowiły większego zagrożenia dla Kanonierów.

Najlepszy na boisku był zdecydowanie Santi Cazorla. Dwie bramki zdobyte przez Hiszpana mówią same za siebie. Na wyróżnienie zasłużył także Jack Wilshere, który zaliczył asystę.

Cazorla oprócz bramek zanotował 5 kluczowych podań, 3 celne dośrodkowania, oraz wygrał 4 dryblingi.
Wilshere natomiast wykonał aż 106 podań z czego 3 były podaniami otwierającymi, oraz zaliczył 6 celnych długich zagrań. Dodatkowo wygrał także 3 dryblingi.


W drużynie Martina Jola na pochwały zasłużyli jedynie piłkarze odpowiedzialni za destrukcję. Scott Parker i Dan Burn.

Burn zaliczył 3 przechwyty, oraz 8 skutecznych wybić. Parker zanotował 6 odbiorów, 4 przechwyty, 2 skuteczne wybicia, oraz 2 krotnie blokował strzały piłkarzy Arsenalu. Ponadto wykonał najwięcej podań z całego zespołu Fulham.

Po tym zwycięstwie Arsenal może być pewny, że co najmniej do następnej kolejki zachowa fotel lidera. Natomiast ekipa Fulham musi szukać punktów w kolejnych spotkaniach, ponieważ ich sytuacja robi się co raz trudniejsza.

Statystyki: Whoscored.com