11.01.2014

Kiedy przyjdzie czas Juventusu?




Kiedy przyjdzie czas Juventusu?


28 Maja 2003 roku. Stadion Old Trafford w Manchesterze. Teatr marzeń. Miejsce gdzie football staje się sacrum. Naprzeciw siebie dwie Włoskie potęgi. AC Milan i Juventus Turyn. Wielki Włoski finał rozgrywek Champions League. W regulaminowym czasie gry i po dogrywce wynik wciąż taki sam. 0-0. O tym kto wzniesie puchar mistrzów zadecydują rzuty karne. Po strzałach Serginho, Birindellego, Nesty i Del Piero na tablicy wyników widnieje rezultat 2-2. Do decydującego karnego podchodzi Andriy Shevchenko. Chwila skupienia, ostatnie spojrzenie, ostatni oddech….


W tym właśnie momencie zakończyła się na długie lata dla Juventusu Turyn nadzieja na jakiekolwiek sukcesy na arenie międzynarodowej. Drużyna, która na Włoskim podwórku nie miała sobie równych, w kolejnym sezonie musiała uznać wyższość Deportivo La Coruna i przygoda Bianconerich zakończyła się już na etapie 1/16. W sezonie 2004/2005 było już nieco lepiej. Turyńczycy odpadli dopiero w ćwierćfinale, ustępując późniejszemu zwycięzcy, drużynie FC Liverpool. Podobnie było sezon później, gdy ekipa starej damy przegrała dwumecz ćwierćfinałowy z Arsenalem Londyn. Na Emirates, kanonierzy zwyciężyli 2-0 po bramkach Fabregasa i Henry’ego. W meczu rewanżowym w Turynie padł wynik bezbramkowy i to ekipa ze stolicy Anglii zameldowała się w półfinale rozgrywek Champions League.
W kolejnym sezonie nie było nam dane oglądać ekipy ze stolicy Piemontu w gronie 32 najlepszych ekip starego kontynentu. Kiedy wyszły na jaw kulisy wielkiej afery we Włoskim footballu wraz z rolą jaką pełnili w niej prominentni działacze Juventusu z Luciano Moggim na czele, Włoski trybunał sportowy zdecydował o bolesnym ukaraniu klubów zamieszanych w aferę, której nadano nazwę calciopoli. Ekipa z Turynu została pozbawiona tytułów mistrzowskich wywalczonych w sezonach 2004/2005 i 2005/2006, zdegradowana do Serie B, w której miała wystartować z -30 punktami, oraz co istotne Turyńczycy zostali wykluczeni ze startu w kolejnej edycji Ligi Mistrzów.
To wydarzenie stało się pogrzebem wizerunku Juventusu Turyn jako Europejskiego giganta. Sen kibiców Bianconerich o wielkich sukcesach na arenie Europejskiej został boleśnie przepędzony i to na dobre kilka lat. Od czasu powrotu do najwyższej serii rozgrywkowej we Włoszech, występy Starej Damy w Lidze Mistrzów można uznać za mało udane. Dopiero w zeszłym sezonie ekipie dowodzonej przez Antonio Conte udało się dotrzeć do ćwierćfinału, gdzie ulegli drużynie Bayernu Monachium, zwycięzcy rozgrywek Champions League w sezonie 2012/2013. Mimo odpadnięcia na drugim etapie fazy pucharowej, Turyńczycy zaprezentowali się całkiem dobrze co dawało nadzieje fanom na lepszy wynik w kolejnym sezonie. Zwłaszcza, że w letnim okienku transferowym do ekipy starej damy wreszcie dołączył napastnik światowej klasy. 26 czerwca 2013 roku podpis pod kontraktem z Juventusem zamieścił Carlos Tevez. Kwota jaką mistrz Włoch musiał wyłożyć ekipie Manchesteru City oscylowała w granicach 12 milionów euro, a sam Tevez związał się ze Starą Damą 3 letnim kontraktem. Transfer charakternego Argentyńczyka miał być momentem przełomowym dla Juventusu. Miał to być ostatni i kluczowy element w układance taktycznej Antonio Conte. Obecność Teveza, oraz pozyskanego na zasadzie wolnego transferu z Athletic Bilbao Fernando Llorente dawała szansę na spełnienie oczekiwań kibiców i działaczy o skutecznym wypłynięciu poza podwórko Serie A i przywrócenie Juventusowi dawnej chwały w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Po transferach Teveza, Llorente, oraz zakupieniu z Torino Angelo Ogbonny, apetyty w Turynie były ogromne. Celowano przynajmniej w półfinał tych elitarnych rozgrywek. Dlatego też z umiarkowaną radością przyjęto wyniki losowania fazy grupowej Champions League. Ekipa ze stolicy Piemontu trafiła do grupy B wraz z Realem Madryt, Galatasaray Stambuł i Duńską FC Kopenhagą. Eksperci i kibice byli zgodni. Głównym faworytem do wygrania grupy była drużyna Realu Madryt, ale Juventus miał podjąć walkę z Królewskimi o awans z pierwszego miejsca i prawo do rozstawienia w 1/16 rozgrywek. W cieniu rywalizacji pomiędzy tymi dwoma niezwykle utytułowanymi klubami miała się rozegrać walką o 3 miejsce, dające prawo gry w Lidze Europejskiej. Kopenhadze nikt nie dawał szans w walce z bardziej utytułowanymi rywalami, a mistrz Turcji, mimo iż posiada w swoim składzie kilku piłkarzy światowej klasy, miał się na dobre usadowić zaraz za dwójką hegemonów.

Niestety mistrzowie Włoch nie wyciągnęli wniosków z zeszłorocznej edycji i podobnie jak przed rokiem rozpoczęli rozgrywki od dwóch remisów. Dużą niespodzianką była strata punktów w spotkaniu z najsłabszą ekipą tej grupy, FC Kopenhagą. W drugim meczu natomiast to proste indywidualne błędy zadecydowały o remisie z Galatasaray na Juventus Stadium. Do tego w wyniku porażki w Madrycie w stosunku 1-2 stopniowo sytuacja w grupie stawała się dla Juventusu co raz trudniejsza. W Turynie nie podnoszono jeszcze wtedy alarmu, ponieważ mając w pamięci zeszłoroczne rozgrywki, gdzie po 3 remisach przyszły 3 kolejne zwycięstwa - liczono iż runda rewanżowa zapewni Bianconerim spokojny awans do kolejnej fazy rozgrywek. W związku z sytuacją w jakiej znaleźli się podopieczni Conte, każdy kolejny mecz mógł mieć kluczowe znaczenie w kontekście przejścia do 1/16 rozgrywek. Niestety nie udało się w kolejnym spotkaniu na Juventus Arena, pokonać Realu Madryt. Mecz zakończył się wynikiem 2-2. Piłkarze Starej Damy, mimo ambitnej gry, nie byli w stanie wbić Królewskim ani jednej bramki więcej.
Do zakończenia fazy grupowej pozostały dwie ostatnie kolejki, w których Juventus musiał pokazać cały swój kunszt i umiejętności. Do starcia z Kopenhagą, ekipa Antonio Conte podchodziła z pełną koncentracją i nastawieniem tylko i wyłącznie na zwycięstwo.
Pokonanie mistrza Danii było priorytetem, ażeby nadal liczyć się w walce o awans. Cel ten udało się osiągnąć. Po hat tricku ustrzelonym przez Arturo Vidala, udało się pokonać mistrza Danii 3-1, co było dopiero pierwszą wygraną Juventusu w tej edycji rozgrywek. Jednocześnie dzięki porażce Galatasaray z Realem w Madrycie, Bianconeri przeskoczyli w tabeli Turków i przed ostatnią fazą spotkań zajmowali drugie miejsce z dwu punktową przewagą nad Galatasaray. Wszystko miało się rozstrzygnąć w bezpośrednim starciu między tymi ekipami na stadionie Turk Telekom Arena. Dla Starej Damy miała to być tylko formalność. Do awansu wystarczał Turyńczykom zaledwie remis, więc to gospodarze musieli mocniej zaatakować, odsłaniając się jednocześnie na potencjalne kontry Juventusu.
Pech, albo raczej pogoda rozpisała tą decydującą potyczkę na dwie części. Pierwsza zakończyła się zaledwie po 30 minutach spotkania. Gęsto padający śnieg uniemożliwił dalsze kontynuowanie zawodów i sędzia podjął jedyną słuszną decyzję. Mecz został przerwany i przeniesiony na kolejny dzień, ponieważ liczono, że aura będzie bardziej sprzyjająca i uda się dokończyć to spotkanie. Duży wpływ na rozegranie tego meczu dnia następnego, mieli zapewne sponsorzy i telewizja. Mimo iż zarówno Antonio Conte jak i opiekun Galatasaray, Roberto Mancini nie chcieli grać na murawie, która po obfitych opadach śniegu zamieniła się w kartoflisko, mecz dokończono zgodnie z ustaleniami w środę o godz 14.
W tych ekstremalnych warunkach lepiej poradzili sobie gospodarze i po bramce nota bene byłego Interisty Wesleya Snejidera, zapewnili sobie awans do 1/16 rozgrywek.

Całe środowisko Juventusu zostało brutalnie sprowadzone na ziemie przez drużynę z którą Bianconeri mieli sobie spokojnie poradzić. Można tutaj zwalać winę na UEFE, że dopuściła do gry na murawie, która absolutnie się do tego nie nadawała, ale chyba przede wszystkim piłkarze Juventusu pretensję mogą mieć do siebie samych. Bardzo dobre wyniki w Serie A nie miały przełożenia na grę Tuńczyków w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Straty punktowe z Kopenhagą i Galatasaray kosztowały ich bardzo wiele i w końcowym rozrachunku, ekipa Antonio Conte powalczy w pucharze o zdecydowanie mniejszej wadze i prestiżu. Może to doświadczenie wpłynie na Juventus w przyszłych sezonach i nie pozwoli już popełnić takich błędów jakie przytrafiły się zawodnikom Starej Damy w tej edycji Ligi Mistrzów.

Jakie są zatem powody tak szybkiego odpadnięcia Juventusu z Champions League?
Statystyki wyliczone przez portal whoscored.com, mówią jasno, że główną bolączką ekipy Starej Damy była skuteczność. Zawodnicy Antonio Conte oddali średnio 20.2 strzałów na mecz, co było nie tylko najlepszym wynikiem w grupie B, ale i wśród wszystkich 32 zespołów fazy grupowej. Niestety duża liczba strzałów nie miała przełożenia na liczbę zdobytych bramek. Ekipie Contego udało się jedynie 9 razy znaleźć drogę do bramki rywali, co daje skuteczność na poziomie 7,43% (121 wszystkich oddanych strzałów w fazie grupowej/9 bramek) Co jest wynikiem bardzo słabym. Warto zaznaczyć, że Juventus zdobył jedynie 4 bramki z otwartej gry i aż 4 trafienia były efektem rzutów karnych.
Juventus górował również, jeżeli chodzi o liczbę dośrodkowań (średnio 28 na mecz) i wygranych pojedynków główkowych (14.2 na mecz) Jasno nam to pokazuje, że Stara Dama grała ofensywny football i tworzyła dużą ilość sytuacji, niestety bardzo kulała skuteczność. Między innymi dzięki temu nie udało się im pokonać Kopenhagi na wyjeździe czy też rozstrzygnąć na swoją korzyść pojedynków z Galatasaray.

Spore zastrzeżenia można mieć również co do postawy Carlosa Teveza. Argentyńczyk, który miał być motorem napędowym Juventusu nie tylko w Serie A, ale i w Lidze Mistrzów. Tevezowi nie udało się trafił do siatki grupowych rywali ani razu, co przedłużyło tylko jego serię bez gola w tych elitarnych rozgrywkach. Ostatnią bramką zdobytą przez Argentyńczyka, było trafienie w meczu z kwietnia 2009 roku, kiedy to jeszcze jako piłkarz Manchesteru Unitted, znalazł drogę do siatki drużyny FC Porto.

Teraz Juventus czeka pojedynek z Trabzonsporem w Lidze Europejskiej, gdzie gracze z Turynu spróbując zmazać plamę za tak szybkie odpadnięcie z rozgrywek Champions League i być może powalczą również o zwycięstwo w Lidze Europejskiej aby osłodzić fanom przygodę pucharową w tym sezonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz