12.01.2014

Z dużej chmury mały deszcz


Nowe Gran Derbi - Do takiej rangi w Hiszpańskich mediach urosło wczorajsze spotkanie między Atletico Madryt i FC Barceloną, dwiema ekipami przewodzącymi stawce Primera Division.
Obydwa zespoły mogły pochwalić się przed tym spotkaniem takim samym bilansem - 16 zwycięstw, 1 remisu i tylko jednej porażki. Ze wszystkich czołowych lig europy jedynie Bayern Monachium i Juventus Turyn mogą pochwalić się podobnymi osiągnięciami.

Mecz ten był zapowiadany jako pojedynek czołowych ataków i najszczelniejszych defensyw w całej La Liga.

Trener gospodarzy Diego Simeone zdecydował się posłać na murawę sprawdzoną jedenastkę, bez niespodzianek w składzie. Zaskoczył natomiast Gerardo "Tata" Martino, który postanowił, że zarówno Lionel Messi jak i Neymar, mecz rozpoczną z poziomu ławki rezerwowych. O sile ataku Barcelony stanowić miało trio Pedro, Alexis Sanchez i Cesc Fabregas w roli fałszywej dziewiątki.



Pierwsza połowa rozczarowała. Obie ekipy nie były w stanie stworzyć sobie sytuacji pozwalających na zdobycie gola. Warta odnotowania jest jedynie sytuacja Diego Costy, który uderzył nad poprzeczką bramki pilnowanej przez Victora Valdesa.

Po przerwie na murawie zameldował się Messi, który zmienił kontuzjowanego Andresa Iniestę. Kibice mieli nadzieję, że wejście Argentyńczyka ożywi nieco spotkanie, ale mimo kilku ładnych akcji, gra Messiego nie odmieniła ospałego w tym meczu oblicza Katalończyków.

Wyraźnie było widać, że podopieczni Simeone w pierwszej kolejności chcą bronić dostępu do własnej bramki, a dopiero później myśleć o próbie zdobycia bramki z kontrataku. Taktyka ta sprawdziła się połowicznie. Rzeczywiście przesuwanie się formacji obronnych jak i wzajemna asekuracja piłkarzy Atletico była bezbłędna, ale kosztem tego został ograniczony potencjał w ataku drużyny Rojiblancos.

Mecz, mimo iż pod względem taktycznym stał na naprawdę wysokim poziomie, to rozczarował jako widowisko. Z pewnością po obydwu zespołach można było się spodziewać więcej.

Statystyki tradycyjnie już pokazują, że Barcelona wyraźnie zdominowała posiadanie piłki. 69% czasu gry przy piłce to norma w przypadku Blaugrany. Gospodarze oddali 6 strzałów na bramkę Valdesa i tylko 2 celne. Podobnie wygląda to w przypadku Barcelony. 9 strzałów i również tylko 2 celne. Pokazuje to, że obydwie drużyny skutecznie broniły dostępu do własnej bramki, nie pozwalając na zbyt dużo napastnikom drużyny przeciwnej.

Podopieczni "Taty" Martino wymienili między sobą ponad dwa razy więcej podań od graczy Ateltico i zdecydowana większość z nich to były krótkie podania po ziemi, które charakteryzują styl gry FC Barcelony.


Niestety ani wysokie posiadanie piłki, ani większa liczba podań nie przełożyły się na wydarzenia boiskowe. Barcelonie nie udało się zdominować świetnie poukładanej pod względem taktycznym ekipy Ateltico.
Gra toczyła się głównie w środkowej strefie boiska i żadnej z ekip nie udało się wywrzeć wyraźnej przewagi w strefie obronnej rywala.


Co ciekawe Barcelona częściej atakowała lewą, aniżeli prawą stroną. Jest to o tyle interesujące, ponieważ cała prawa flanka była praktycznie odsłonięta. Spowodowane to było tym, że w ekipie Atletico Arda Turan bardzo często schodził na prawe skrzydło, zostawiając na lewej flance osamotnionego w obronie Felipe Luisa, który mimo to stanowił zaporę nie do przejścia dla graczy Barcelony.
Całkowicie egzaminu nie zdało też ustawienie Fabregasa jako fałszywej "9" Nie stanowił on punktu odniesienia w ataku i nie absorbował wystarczająco środkowych obrońców Atletico, co bardzo ułatwiło im pracę w tym meczu. Po opuszczeniu boiska przez Iniestę, Fabregas przeszedł na jego pozycję, ale i w środku pola wypadł poniżej oczekiwań trenera Martino. Dopiero pojawienie się na murawie Messiego rozruszało grę Barcelony w ataku.

Nic więc dziwnego, że najlepszymi piłkarzami w swoich drużynach zostali wybrani obrońcy. W ekipie gospodarzy najwyżej oceniono grę Felipe Luisa, który w obronie stanowił zaporę nie do przejścia, a do tego dołożył kilka udanych akcji w ofensywie. Na wyróżnienie zasłużył także Arda Turan, który był najjaśniejszą postacią w ataku ekipy Rojiblancos. Dwa kluczowe podania, cztery wygrane dryblingi i jeden celny strzał na bramkę to dorobek Tureckiego skrzydłowego.


Najlepszy w ekipie Barcelony był zdecydowanie Gerard Pique, który został także wybrany najlepszym zawodnikiem całego spotkania. To jego dobra postawa w obronie zneutralizowała poczynania Davida Villi i Diego Costy.
 

Remi na Vicente Calderon nie zmienił układu tabeli. Nadal pierwsza jest Barcelona, która wyprzedza drugie Atletico zaledwie lepszą różnicą bramek. Zwiastuje to ogromne emocje w drugiej części sezonu i być może los tytułu mistrzowskiego rozstrzygnie się w rewanżowym starciu między tymi drużynami, które zostanie rozegrane na Camp Nou w Barcelonie. Wyścig po tytuł do ostatniej kolejki byłby nie lada gratką dla wszystkich fanów footballu.


Statystyki: Whoscored.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz